Mijały miesiące i wkrótce wyszło na jaw o skandalu jaki rozpętał się po okolicy.
- Ucieczka panicza Toma! Młody i przystojny dziedzic ogromnego majątku i terenów dzierżawczych w Little Hangleton opuścił swoją rodzinę, narzeczoną i przyjaciół, by wziąć ślub z Meropą Gaunt! Został wydziedziczony z majątku rodzinnego i wyklęty z rodu Riddle'ów! - Tak krzyczał herold rodziny Riddle'ów na rynku głównym niecałe cztery miesiące później.
- Tom, czy to prawda, co mówił herold na rynku? Że cię rodzina wydziedziczyła? - spytała Meropa, gdy jechali do Londynu ich małym powozem za przędzonych w dwa konie.
- Tak. To prawda, ale nie bój nic, skarbie. Poradzimy sobie. Dopóki mamy siebie będzie dobrze. - pocieszał ją.
Mijał czas, a Meropa była już w pierwszym miesiącu ciąży. Od dnia, gdy się o tym dowiedziała zastanawiała się czy odstawić "lek" męża i powiedzieć mu o dziecku. Postanowiła z tym jeszcze trochę zaczekać.
Mijały dni i miesiące, a brzuch Meropy Riddle zwiększył się do piątego miesiąca. Nie miała już siły nawet podawać mu napoju. Postanowiła zaprzestać podawania mu go. Wieczorem, gdy zaczynał już być siódmy miesiąc ciąży Meropa podeszła do niego z tacą i filiżanką, a w niej eliksirem.
- Witaj, kochanie. Twoja herbata gotowa. - powiedziała.
- Nie musiałaś, skarbie. Sam bym sobie zrobił... - powiedział sięgając po nią. Kobieta jednak mu nie podała napoju. Mężczyzna widząc jej minę spytał: - ...Coś nie tak?
- Nie. To znaczy... tak... - usiadła i odstawiła tacę na stół. - ...Kochanie, muszę ci coś powiedzieć. - szepnęła.
- Co takiego chcesz mi powiedzieć? - spytał. Meropa wahała się nie mogąc nic wykrztusić. Po jakimś czasie odważyła się odezwać.
- Pamiętasz dzień, gdy do mnie przyszedłeś po raz pierwszy? - spytała.
- Tak, pamiętam... - odparł sięgając po filiżankę, ale kobieta wylała jej zawartość do doniczki. - ...Czemu to zrobiłaś? - spytał.
- Bo to ma związek z cowieczorną porcją herbaty. - wyjaśniła.
- Jak to? - zdziwił się.
- Tom,... ja... ja jestem... czarownicą i... i co wieczór do herbaty dodawałam ci eliksir miłosny byś mógł się we mnie zakochać. Im dłużej podawałam ci go tym silniejsze było twoje zadurzenie we mnie. Ten eliksir jest tym silniejszy im dłużej stoi nie ruszany. Podawałam ci go od momentu, gdy po raz pierwszy przyszedłeś do mojego domu. - wyjaśniła. Czekała na reakcję męża. Mijały minuty, a Tom nie uronił słowa, nawet wtedy, gdy wyszła bez słowa.
Mijał czas, a Tom nie wychodził ze swojego pokoju. Nie wpuszczał żony, nawet wtedy, gdy przynosiła mu posiłek, ale on go nie tknął. Wolał sam sobie gotować.
Po miesiącu Tom postanowił odezwać się w końcu do Meropy, gdyż był już to ósmy miesiąc ciąży.
- Meropo, przemyślałem wszystko i postanowiłem zaopiekować się tobą, ale mam dwa warunki. - oświadczył.
- Jakie? - spytała kobieta z powątpiewaniem na twarzy.
- Po pierwsze: Nie będziesz mi już więcej podawać tego napoju. - bardziej spytał niż poprosił. Kobieta uśmiechnęła się.
- Zgoda. A jaki jest drugi warunek? - spytała.
- Gdy nasze dziecko się urodzi oddajmy go do przytułku. - oświadczył. Tu kobieta posmutniała. Nie miała wyjścia. Jeśli chciała być z mężem musiała zrobić jak jej kazał. Po kilku minutach ciszy i słonych łzach zgodziła się na jego warunki. Nie spodziewali się jednak, że kobieta urodzi mu bliźniaki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz