niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 1 - Pierwsze spotkanie

Rok 1924... Chata Gauntów...
       Gdyby ktoś wszedł do małej, trzypokojowej chatki nikt by z pewnością nie zauważył kobiety szarej od brudu i kurzu, choć była ona jedyną osobą mieszkającą w domku. Mizerna kobieta przez chwilę spróbowała choć odrobinę pozbierać myśli. Ojciec i jej brat zniknęli... właściwie kiedy? Kilka dni temu? Z pewnością. A może kilka tygodni temu? Meropa nie potrafiłaby tego określić, podobnie jak nie potrafiłaby powiedzieć, co działo się z nią samą od tamtego czasu. Tak bardzo bała się, że mogą wrócić... Nie rozumiała: dlaczego odeszli? I nie martwiło ją to. Wiedziała tylko, że stało się to po wizycie jakiegoś czarodzieja z Ministerstwa Magii, który naprawił rozbity przez nią garnek. Tylko tyle pamiętała z tamtego dnia, jako że gdy tylko mogła, uciekałaby przed ojcem i bratem. I wtedy też, zamknęła się w swojej izdebce. Tylko, że kiedy z niej wyszła, nie było już nikogo z jej bliskich. Jej myśli teraz błądziły wokół młodzieńca, który mieszkał w pobliskim miasteczku po drugiej jego stronie. Nazywał się Thomas Riddle. Tom był dla niej iskrą. Iskierką życia. Lepszego życia u jego boku. To jego głos, gdy przechodził obok domu skłaniał ją, by wstawała z łóżka. To jego gromki śmiech sprawiał, że chciała być kimś lepszym, aż wreszcie - to on sprawiał, że jej życie miało jakikolwiek sens. W nieszczęśliwym, jak dotąd, życiu Meropy nastąpiły znaczące zmiany. W jej domku zapanował porządek, a z czasem też czystość. Zajęła się ogródkiem obok chatki, zadbała również o siebie. W kilka miesięcy później, jej dom był uznawany za najpiękniejszy przybytek w Little Hangleton, a ona sama... najurodziwszą w nim gospodynią.


Ta ogromna metamorfoza, miesiące starań poświęcone były dla Toma Riddle'a. Widząc, że jej dotychczasowe starania nie przynoszą pożądanego efektu Meropa uciekła się do ostatniej deski ratunku: do czarów. Nie była charłakiem, jak twierdził jej ojciec. Była jednak tak sterroryzowana psychicznie przez swą rodzinę, że jej umiejętności czarodziejskie nie mogły znaleźć ujścia. Meropa, nie posiadając różdżki nie była jednak zdolna do zawładnięcia Tomem przez zaklęcie. Stąd wziął się pomysł uwarzenia eliksiru miłosnego. Im dłużej o tym myślała, tym lepszy wydawał się jej ten pomysł. Znalazła w obecnie świeżym i pachnącym pokoju ojca jego stary podręcznik do eliksirów. Jej wybór padł na Amortencję. - "To może się udać" - pomyślała Meropa i zabrała się do roboty.

~~*~~

       Uwarzenie tego eliksiru zajęło jej kilka tygodni. Odczekała także aż Amortencja będzie silniejsza, więc czekała z miesiąc. W końcu, gdy uznała, że eliksir jest gotów do podania czekała aż jej obiekt westchnień przejedzie obok jej domu. Czekała trzy dni. Przejeżdżał karotą w kierunku miasteczka. Czekała na odpowiednią chwilę, która nadarzyła się po chwili. Jego koń zaczął kulać, a on sam widać było, że jest spragniony. Meropa wiedziała to, gdyż obserwowała uważnie ojca i wiedziała czy jest głodny czy spragniony. Postanowiła wyjść i dać mu eliksir.
- Witaj, Tom. - przystojny, dwudziestoletni mężczyzna o brązowych oczach i czarnych włosach usłyszawszy swoje imię powoli obrócił się.



Jego oczy ujrzały zgrabną, niewysoką i nieznaną mu kobietę. Jej miękkie, matowe włosy opadały gładko na smukłe ramiona. Oczy czarne jak noc o nieco niepewnym wyrazie lśniły jednak entuzjazmem. Nieco grube rysy kobiety zelżały przy łagodnym świetle zachodzącego słońca.



Nieco grube rysy kobiety zelżały przy łagodnym świetle zachodzącego słońca.
- Czy my się znamy, panienko? - spytał z powątpiewaniem, ale i ciekawością mężczyzna.
- Och, ja znam cię tylko z widzenia. Mieszkam w tym małym domku obok... - pokazała ręką na chatkę. - ...Często tędy przechodzisz, prawda? - łagodny uśmiech pojawił się na jej ustach.
- Niemożliwe! Czyżbyś to ty była ową Meropą Gaunt, córką Marvolo Gaunta? - spytał z niedowierzaniem Tom.
- Owszem... - uśmiech kobiety poszerzył się. Serce Toma podskoczyło na ten widok. - ...Może wejdziesz na filiżankę herbaty?... - spytała zapraszając go gestem ręki do swojej chatki. Młody Riddle uśmiechnął się z zadowoleniem. Wiedział, że podoba się kobietom. Także i teraz nie widział w tym nic niezwykłego. I dlatego przyjął to zaproszenie. Jednak coś było nie tak, gdyż Tom nie chciał pić herbaty tylko wpatrywał się w młodą kobietę. - ...Czemu nie pijesz herbaty? - spytała już w środku.
- Bo zastanawiam się, gdzie jest panienki ojciec? - odparł rozglądając się po izbie.
- Och, wyjechał w ważnej sprawie i pewnie długo nie wróci. - wyjaśniła wymijająco.
- Hm, rozumiem. Wie, panienka, jesteś bardzo ładna i mi się panienka podoba. - powiedział prosto z mostu. Kobietę aż zatkało i się uśmiechnęła szeroko.
- Naprawdę? - spytała z niedowierzaniem, gdyż zauważyła, że mężczyzna wcześniej upił mały łyk herbaty i spojrzał na nią.
- Tak. - odparł.
- Och, to miłe z twojej strony. Tom, chcę ci coś powiedzieć. Ja też cię bardzo lubię, a nawet... kocham i chciałabym... być twoją żoną. - powiedziała nieśmiało. Młodzieńca zaskoczyła ta wiadomość. Przyglądał się kobiecie bardzo intensywnie.
- Rozumiem. To bardzo miłe. Sądzę jednak, że powinniśmy się najpierw poznać, a potem będziemy myśleć o przyszłości. - oświadczył. Meropa nieco zawiedziona skinęła głową.
Tak więc Tom codziennie przychodził w tajemnicy do Meropy Gaunt, a ona potajemnie i w małych ilościach na początek, podawała mu eliksir miłosny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz